Kamienny Edynburg - nasz pierwszy dzień w Szkocji

W zasadzie powinnam napisać po prostu Edinburgh. Szkoci bywają wrażliwy na punkcie wymowy nazwy tego miasta, warto o tym pamiętać! Dla mojej i Waszej wygody będę jednak trzymać się spolszczenia, przynajmniej w tekście.


Mandaty to droga impreza - nasze parkingowe przygody

Do "szkockiej stolicy" lecieliśmy bezpośrednio z Gdańska i od początku nie planowaliśmy tam nocować. Celem naszej podróży (notabene poślubnej) były przede wszystkim szkockie Highlands i czym prędzej chcieliśmy ruszyć w głąb kraju. Z drugiej jednak strony szkoda byłoby nie posmakować Edynburga, dlatego postanowiliśmy nieco się po nim pokręcić i sprawdzić, czy warto byłoby tu wrócić.


Z lotniska przyjechaliśmy do centrum Edynburga wypożyczonym, małym autem. Był to jedynie nasz krótki przystanek na wielokilometrowej trasie, także nie musieliśmy korzystać z komunikaci w mieście. Wszystkim, którzy nie planują wybierać się nigdzie dalej stanowczo odradzam jazdę do Edynburga samochodem. Parkingi są tu dość dziwnie zorganizowane: blisko centrum można zostać w jednym miejscu maksymalnie cztery godziny, ceny są dość wysokie na polską kieszeń (my płaciliśmy kilka funtów za godzinę), a specjalna straż sprawdza zaparkowane samochody średnio co godzinę.

Już w tym miejscu spotkała nas dziwna przygoda. Jako że nie mieliśmy monet, za zaparkowane przez nas miejsce zapłaciliśmy przez aplikację. Co prawda nie byliśmy pewni, czy nasza rejestracja zawiera w sobie 1 czy dużą literę "I", ale zaryzykowaliśmy i jeden z wariantów wbiliśmy do apki. Byliśmy bardzo głodni, więc udaliśmy się czym prędzej na lunch. O jedzeniu na pewno zrobię osobny wpis, także tam znajdziecie więcej szczegółów na temat kuchni szkockiej. Po lunchu chcieliśmy iść od razu w stronę edynburskiego zamku, a po drodze zauważyliśmy, że dostaliśmy mandat. 

Szukaliśmy jakiegoś punktu policji czy straży, żeby to jakoś odkręcić, niestety bezskutecznie. W informacji turystycznej (w Szkocji są świetne visitor centre!) powiedziano nam, że pewnie stróżowi nie chciało się sprawdzać w systemie aplikacji naszej płatności, więc po prostu wystawił mandat i na pewno uda nam się to łatwo odkręcić. Postanowiliśmy, że nie będziemy marnować czasu na wyjaśnianie tego teraz (mieliśmy tylko cztery godziny) i zrobimy to mailowo z trasy. Niestety po powrocie do auta zastał nas drugi mandat! Oba były chyba na kwotę 45 funtów. Ostatniego dnia, a w zasadzie miesiąc od powrotu do domu udało nam się rozwiązać tę sytuację, ale o tym później. Pamiętajcie jednak - z parkingami w UK nie ma żartów! 

Piętrowe miasto

Niestety, ale po sytuacji z mandatami byliśmy już dość uprzedzeni do Edynburga i nieco zestresowani, a jak wiadomo stres podróżom raczej nie sprzyja. Staraliśmy się jednak mimo tego cieszyć się naszą wycieczką. Nałaziliśmy się niemiłosiernie, głównie dlatego, że Edynburg to bardzo rozległe i, można powiedzieć, "piętrowe" miasto.



O co chodzi? Otóż wszędzie są schody, szczególnie jeśli poruszacie się po Royal Mile i jej bocznych uliczkach oraz jeśli chcecie odwiedzić górujący nad miastem zamek. Dotarcie do tych rejonów zajęło nam dobre pół godziny, a schody przestaliśmy liczyć na samym początku.

Kamień na kamieniu

W Edynburgu czułam się dość przytłoczona wszechobecną szarością i ciężkimi, kamiennymi budynkami. Oczywiście jest to dla nas, Polaków, zupełnie egzotyczny styl budowy, ale jedno muszę przyznać: robi wrażenie. Obojętnie, czy nie zostaniecie fanami kamienia, tak jak ja, czy będziecie nim zafascynowani, na pewno będziecie mieli niesamowite wrażenia.


Do zamku podeszliśmy tylko w celu zwiedzenia dziedzińca, ponieważ zdecydowaliśmy, że na zwiedzanie tego obiektu nie starczy nam czasu. Liczyliśmy na to, że może zdążymy to zrobić w drodze powrotnej, ale o tym później. 

Zarówno na Royal Mile, jak i wokół zamku roi się od turystów z całego świata. Naprawdę, był tam taki tłum ludzi, że praktycznie szło się z tłumem i ciężko było w spokoju zatrzymać się, żeby zrobić zdjęcie lub obgadać trasę czy cokolwiek innego. Pełno było też sklepów ze szkockimi pamiątkami (wszystko w kratę!), ale ceny były dość wygórowane, więc omijaliśmy je szerokim łukiem licząc na to, że poza miastem będzie taniej. Jak się później okazało, to był bardzo dobry pomysł.

Harry Potter w Edynburgu



Prócz sklepów ze szkocką kratą natknęliśmy się też na takie, które sprzedawały rzeczy związane ze słynną serią o małym czarodzieju, napisaną przez J.K. Rowling. Nic w tym dziwnego, ponieważ w Szkocji nakręcono naprawdę wiele zdjęć do filmu, który powstał na podstawie serii. Znajduje się tutaj też jeszcze jedno miejsce które mugole lubią odwiedzać - kawiarnia The Elephant House, miejsce, w którym J.K. Rowling pisała Harryego Pottera, więc musiało znaleźć się na mojej liście! Po przybyciu okazało się, że nie tylko mojej, miejscówka była wręcz oblegana przez turystów.

Jeśli planujecie wizytę w Edynburgu warto poszukać tzw. free walking tours. W ofercie jest ich mnóstwo, co prawda nie wszystkie są tak naprawdę darmowe, ale za to jest wiele tematycznych wycieczek, m.in. śladami serii o Harrym Potterze. Warto o tym pamiętać!

(Za)szybko i bardzo zwięźle, niekoniecznie na temat

Tak naprawdę to był koniec naszej wycieczki. Pisząc teraz ten tekst zdałam sobie sprawę, że naprawdę malutko zobaczyliśmy w Edynburgu. Niedosytu zupełnie nie odczuwałam, kiedy byliśmy na miejscu, wręcz przeciwnie - bardzo chciałam stamtąd czym prędzej uciec, bo przerażały mnie tłumy turystów i byłam zniechęcona tym nieszczęsnym mandatem... Teraz wiem, że potraktowaliśmy Edynburg trochę po macoszemu i na pewno chciałabym mu dać jeszcze jedną szansę. Lotów nie brakuje, a ceny są naprawdę atrakcyjne, także kto wie! Sądzę, że na pewno tam jeszcze wrócimy, a po tym co widziałam tylko pobieżnie mogę śmiało stwierdzić, że weekend mógłby być zbyt krótki na zwiedzenie tego miasta w pełni.

Następny wpis gorąco polecam wszystkim fanom serialu Outlander, bo będzie on dotyczył miejsc związanych właśnie z nim. Odwiedzimy serialowe Lallybroch i więzienie, w którym przebywał Jamie. Fani Bravehearta też nie będą zwiedzeni! Zapraszam już wkrótce :) 

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

O tym, jak zwiedziliśmy Tonsberg - city break krok po kroku

Wirtualny Skansen Wraków, czyli jak robić turystykę siedząc w domu

Wielopielo w nocy i na spacerze oraz o myjkach wielorazowych